środa, 27 czerwca 2012

Miami

Matt spojrzał się na mnie i wydał z siebie zaskakujący koźli dźwięk rozpaczy. Widać było, że ta sytuacja nie jest mu na rękę. Drugi wąż chwycił mnie za drugą rękę i Łaskawa, jak ją nazwał Matt, zaczęła mnie przyciągać do siebie. Satyr opędzał się swoim "lasko-mieczem" przed dziesiątkami innych węży, gdy ucinał im głowy odrastały nowe. Byłam przerażona, jak wtedy gdy zniknęła moja mama. Od krwiożerczych kłów dzielił mnie już niecały metr.
- Hmm.. To ty jesteś tą pierwszą z wybrańców. Mizerna jakaś, takie chuchro i to ma być ta wielka siła..
- Nie wiem co to ma być, ale czy możesz mnie puścić, nawet z takiej odległości czuję twój obrzydliwy oddech.- warknęłam. Tak to już jest w takich sytuacjach włącza mi się tryb "wredno-pyskujący".
-Nie uczyli cię, że z Alekto się nie zadziera?!-krzyknęła na mnie ze wściekłością w oczach.
-Niestety, nie!- W tym momencie kopnęłam ją w klatkę piersiową obiema nogami. Słyszałam jak uszło jej powietrze. Puściła mnie i pobiegłam do Matta, żeby pomóc mu się pozbierać z podłogi. Ledwo dążyłam podnieść Matta z posadzki i już koło mnie znajdowała się setka węży. Oganialiśmy się oboje, ale nie dawaliśmy rady. Pomyśl, o piorunach. Pomyśl, że jeden z nich trafia w Erynie.
-Co?- spojrzałam na Matta, ale on był 5 metrów dalej. Kto do mnie mówi? Może mam coś z głową?
Pomyślałam tak jak tajemniczy głos mi kazał. Alekto, jak się nazwało to stworzenie, zaczęło powoli zmierzać w moją stronę. Ja dalej myślałam i nic. Jeszcze metr i to coś znowu mnie złapie, ale tym razem nie wypuści.
Nagle ktoś otworzył z hukiem drzwi, ale żadnych piorunów nie było. To była kobieta. Miała blond włosy, szare oczy, jasną karnacje i była bardzo piękna.
-Alekto! Nie uczyli cię, że z bogami się nie zadziera?- krzyknęła kobieta. Stwór wyraźnie się skrępował, ale nie na długo. Łaskawa rzuciła się na kobietę, a ona machnęła ręką i w parę sekund pojawiła się około setka ptaków. Wydaje mi się, że to były sowy. Zaczęły atakować napastnika. Stworzenie zmieniło się w kupkę piachu. Blond włosa kobieta odwróciła się w moją stronę.
-Annabeth, musimy iść..
- Ale gdzie?- Zapytałam troszkę przestraszona.
- Tam gdzie będziesz bezpieczna, a potem nam pomożesz.- Kobieta powiedziała to z taką powagą, że nie wiedziałam co mam robić, dlaczego ja? W czym właściwie mam pomóc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz