piątek, 4 maja 2012

Dziwne, nawet jak na mnie. (część pierwsza)


-Hej mamo, jak się spało?
-Dobrze córciu.- opowiedział ojciec wchodząc do kuchni - O widzę, że zrobiłaś śniadanie.
-Tak mamo. Dziś jest wielki dzień. Nie chciałam cię już męczyć- powiedziałam z entuzjazmem.
Mama usiadła przy stole w kuchni i zaczęła jeść jajecznicę. Poszłam po 2 walizki, które znajdowały się na piętrze w moim i mamy pokoju. Zniosłam je na dół i usiadłam przy stole.
- Annabeth, a ty nie jesz?- zapytała mama patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Nie, ja już zjadłam, z resztą z tej radości nie wiele potrafię przełknąć.
-Ohh.. ale jedziemy dopiero w południe. Masz dużo czasu, zjedz coś.-upierała się wysoka, ciemnooka blondynka
-Poradzę sobie. Jak mówiłeś.. mamy jeszcze czas więc zdąrzę zjeść.-Uśmiechnęłam się ładnie i dołożyłam mu jajecznicy.- Mamo mogę się przejść do parku? Tylko a chwilę. Proszę.- Pytałam, próbując wydobyć z siebie jak najbardziej przekonujący głos jaki mogłam,
-Dobrze, idź. Masz godzinę, a potem musisz przyjść.
-Pewnie mamo- Ubrałam się i wyszłam.
 Poszłam do pobliskiego parku. Była tam mała fontanna. Wszystko tutaj było małe. Mieszkam w małej miejscowości na obrzeżach Wielkiej Brytanii. Usiadłam obok fontanny i patrzyłam jak woda spływa strumykiem po rzeźbie. Nagle zerwał się wiatr. Chociaż pogoda nic na to nie wskazywała. Tuż po tym zobaczyłam błyskawicę rozdzierającą niebo. To było bardzo dziwne, ponieważ niebo było czyste. Nie było żadnych chmur. Nagle ziemia wokół mnie zaczęła się trząść. Byłam przerażona lecz nie panikowałam. Ziemia zapadła się w jednym miejscu i z niej wydobył się ciemny cień. Był szybki, nagle coś mnie uderzyło i straciłam przytomność. Kiedy upadałam na ziemię kontem oka zobaczyłam kogoś lub coś trzymającego jase światło w rękach, celowało tym w dziwny cień.
  Gdy się obudziłam wszystko było jak przed dziwną burzą. Ławki wokół fontanny były nie tknięte, fontanna  była cała i nie widziałam żadnej dziury w ziemi obok niej. Ja leżałam na ławce, co też mnie zdziwiło, bo przewróciłam się na ziemię. Czułam się dość dziwnie. Lekko kręciło mi się w głowie, nie wiedziałam o czym myśleć. Czułam się jakby.. silniejsza i tak jakby ktoś wsadził mi do głowy mikser i włączył go. Spojrzałam na niebieski zegarek na mojej ręce. Była jedenasta. Byłam spóźniona 30 minut. Pobiegłam co sił w nogach do domu. Wpadłam do niego z hukiem.
-Przepraszam mamo! Już jestem!- Krzycząc, zaczęłam szukać mamy,ale go jej było. Czyżby wyjechała beze mnie? Nie.. Walizki stoją tak jak stały przed drzwiami wyjściowymi. Weszłam do kuchni. Krzesło było połamane. Talerze leżały na podłodze, a na ścianie widniał wydrapany napis. Nie był on napisany w języku jakim się posługiwałam, litery nie przypominały liter mi znanych, ale umiałam to przeczytać, nie wiem jak. Po prostu wiedziałam co tam jest napisane. Brzmiało to tak: " Nie próbuj mnie powstrzymywać, wybranko bogów, inaczej zaciągnę twoją matkę do Tartaru i już nigdy jej nie zobaczysz".

.   .   .   .  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz